piątek, 14 listopada 2014

Rozdział drugi : Różdżka i stołek

Albus Dumbledore jak co dzień przechadzał się po swoim gabinecie pełnym magicznych przedmiotów.Przystanął na chwilę,aby pozdrowić portrety jego porzedników,oprawione w złote ramy.Jeden z nich zadał pytanie,którego Albus zupełnie się nie spodziewał :
-To ten rok?
Doskonale wiedział o co chodzi Dippet'owi.Zastanowił się chwilę na odpowiedzią.
-Nie mam pojęcia,lecz jest to bardzo prawdopodobne,Armandorze.
Portret pokiwał głową i powrócił do swojego poprzedniego stanu zupełnego zamyślenia.Dumbledore podszedł do swojego mahoniowego biurka,w którym za pomocą złotego klucza-strzeżonego przez niego wiele lat-otworzył dawno zapomnianą szufladę.Zamknął ją dokładnie dnia 23 stycznia 1981 i obiecał ją sobie otworzyć w odpowiednim czasie,takim jak ten.Z czułością spojrzał na stare stery pergaminu zapełnione aż po rogi drobnym i wąskim pismem.Były to listy,a ich autor wprost uwielbiał pisać i pisał ciągle : rankami,południami i wieczorami.Albus zaśmiał się serdecznie na widok kartki zielonej od wiosennej trawy.Przeglądawszy wszystkie rękopisy,chwycił za kolejną zapomnianą pamiątkę.Była nią różdżka ze sklepu Olivandera znajdującego się na ulicy Pokątnej.W chwili,gdy z jej czubka wyleciały złociste iskry,drzwi gabinetu otworzyły się ukazując dwie dziewczyny.Jedna drobna,wielooka brunetka; druga wysoka,piegowata z niebieskimi oczami.
-Co tam masz?-zapytała druga,zaglądając starcowi przez ramię,podczas gdy zamykał szufladę.
-Nie twoja sprawa,Penny-odpowiedział z uśmiechem.-Lepiej przygotuj się na ucztę.
Dziewczyna nazwana Penny obróciła długie włosy do tyłu,zmieniając ich kolor na seledynowy.
-Tak może być?
Dyrektor zaśmiał się.
-Idź do siebie,ja muszę porozmawiać z panną Cook.
Penny mruknęła pod nosem coś o niewdzięczności dziadka,lecz biernie udała się do swojego pokoju znajdującego się zaledwie piętro wyżej.Gdy drzwi ponownie się zamknęły,Dumbleore wskazał pannie Cook miejsce naprzeciwko biurka i sam zajął swoje,po przeciwnej stronie.
-Pewnie jesteś ciekawa dlaczego cię wezwałem,co Venus?-zapytał po chwili niezręcznej ciszy.Jedenastolatka skinęła nieśmiało głową.-A wiesz może,co to jest?
Uniósł rękę,w której cały czas trzymał dębową różdżkę.Venus przyjrzała się magicznemu patykowi z czystą ciekawością w orzechowych oczach.Nie do końca znała jej użycie,ale znała zastosowanie.Podczas wizyty w sierocińcu dyrektor wyczarował nią te dziwne...płomienie.
-Nie do końca-odpowiedziała zgodnie z prawdą.
To zaciekawiło starca niezłomnie.Spojrzał na dziewczynkę,nie wyglądała jakby kłamała.I co on ma robić z tym niewywiązywaniem się mugoli z danej mu obietnicy?
-Pani Morgan nic Ci nie mówiła?
-Nie-odparła Venus.
Albus zastanowił się chwile.Źle zrobił rozmawiając z młodą Cook dopiero teraz.Jest zupełnie nie obeznana w sprawach Świata Magii i zasadach w nim panującym.
-To jej różdżka-powiedział-czarodzieje,ludzie o magicznych zdolnościach tacy jak ty czy ja,używają jej do wzmocnienia czarów.Czy po mojej wizycie próbowałaś czarować z własnej woli?-zapytał z czystej ciekawości.
-Z własnej woli?-zdziwiła się Venus-To można czarować przypadkiem?
-Oczywiście,że można.Jak niby mielibyśmy Cię odnaleźć,gdyby Twoje zdolności nie dawały od czasu do czasu o sobie znać?
Myśli brunetki skupiły się na jednym słowie-odnaleźć.Czy to możliwe,żeby przez ten cały czas ktoś jej szukał,myślał o niej?Nie,wyrzuciła tą myśl z głowy.Szukali jej,tylko po to,by przyjąć ją do Hogwartu,nic więcej.Była nikim ważnym,zwyczajną czarownica jak wszystkie inne.
-Czarowałaś sama czy nie?-powtórzył się dyrektor.
-Nie.
Albus wstał z krzesła,podchodząc bliżej okna,rozciągającego się wprost na szkolne błonia.
-Masz niesamowity talent,Venus.Doprawdy niesamowity,ale i niebezpieczny.Musisz wiedzieć,że nie zwykłem zajmować się innymi uczniami,ale w tym przypadku jestem zmuszony zrobić wyjątek,nie tyle,co dla Ciebie,a całego magicznego społeczeństwa.Chciałbym,abyś przychodziła do mojego gabinetu co tydzień,powiedzmy o 15,na specjalne "treningi".Zgadzasz się?
Venus zgodziła się,bo i jak miała odmówić?Dyrektor tak postanowił,ona musi to zaakceptować.Tylko jedno nie dawało jej spokoju...
-A jaki to talent?-zapytała-Jeśli można oczywiście wiedzieć-dorzuciła szybko.
Dumbledore podszedł do niej,położył różdżkę na jej małych dłoniach i uśmiechnął się tajemniczo.
-Każda prawda ma prawo pozostać,choć przez chwilę tajemnicą-rzucił otwierając dziewczynie drzwi.-Musisz również wiedzieć,że wszystko ma swój początek,ale ma i koniec.

Penny zdawała się znać zamek jak własną kieszeń.W ekspresowym tempie zaprowadziła Venus do komnaty pełnej pierwszoklasistów.
-A panna,gdzie była?
Przed dziewczętami jak spod ziemi wyrosła wysoka czarownica o karcącym spojrzeniu.Penny zdawała się ją doskonale znać,bo uśmiechnęła się przepraszająco i zaczęła tłumaczyć młodszą koleżankę :
-Mój dziadek chciał widzieć Venus przed Ceremonią Przydziału,pani profesor.Niestety nie wiem z jakich powodów,ale mam nadzieję,że nie spiskowali jakby to by ją przydzielić do Gryffindoru,bo to oczywiście niezgodne z zasadami,pani McGonagall.
Nauczycielka pokręciła głową z dezaprobatą,ale uśmiechnęła się przy tym,więc pieguska uznała swoje zadanie za wykonane i udała się do Wielkiej Sali.Venus nawet nie patrząc na MacGonagall,odnalazła rudą głowę Ginny i wyłupiaste oczy Luny.
-Mam cichą nadzieję,że ta kolorowa dziewczyna mówi prawdę,Veen.Nie chciałabyś poczuć gniewu Freda i Georga.Jak do tej pory to tylko oni trafili do gabinetu pierwszego dnia.Gdy Tiara wybierała dom dla George'a,Fred chcąc wycelować w niego nieszkodliwą iskrą,trafił w Tiarę.Jaka szkoda,że ten kapelusz jest łatwopalny...
Resztę czasu jaki ich dzielił od rozdzielenia się na dobre - Ginny na sto procent trafi na Gryffindoru,Luna pójdzie ślady w rodziców i zasili szeregi Ravenclawu,bądź Hufflepuffu,blondynka rozmawiająca zaś przez moment z Venus powiedziała,że widzi w niej idealną ślizgonkę-na opowiadaniu sobie o uczniach wszystkich czterech domów.Gdy dojechały do Ravenclawu-ostatniego domu podczas ich rozmowy-rozległ się donośny głos McGonagall :
-Za mną!
Venus stanęła pomiędzy Ginny i Luną,aby po chwili gęsiego wkroczyć do Wielkiej Sali.Bez ani cienia przesady musiała przyznać,że była zwyczajnie piękna.Najbardziej podobało jej się szklane sklepienie,nazwane później przez Lunę "zaczarowanym".
-Powodzenia,Vee-szepnęła jej do ucha Ginny,gdy rozdzielały się stając przy stole prezydialnym-ona poszła w lewo,Venus i Luna zaś w prawo.
-Denerwujesz się?-zapytała Luny,gdy pierwsza osoba,niejaka Kylie River,biegła radośnie do stołu stojącego najbliżej nich,stołu Krukonów.
Blondynka uśmiechnęła się tylko i poprawiła swoje kolczyki-rzodkiewki.Zupełnie jej nie rozumiała,ale w tej chwili chciałaby być równie opanowana jak ona.
-Cook,Venus.
U prawie wszystkich uczniów to nazwisko nie wzbudziło większego zainteresowania,lecz większość nauczycieli i nieliczni ślizgoni wychylili się,aby ujrzeć brunetkę kroczącą ku stołkowi.McGonagall nakładając jej na głowę tiarę pozwoliła sobie nawet spojrzeć na nią uprzejmie kątem oka.
-O proszę kogo my tu mamy!-o mały włos nie dostała zawału na dźwięk donośnego głosu  zdającego się mówić tylko i wyłącznie w jej głowie.-Cook,Cook,nieźle.Nie liczyłam nawet na to,że kiedykolwiek zdarzy mi się jeszcze przydzielać kogoś o tym nazwisku.Jeszcze zaledwie dziesięć lat wstecz z miejsca wysłałabym Cię do Slytherinu,lecz teraz...teraz nie wiem co z tobą począć,ot co.Nie masz już krwi czystej,została ona splamiona mugolami.Spryt też już nie ten,jaki cechuje uczniów Domu Węża.Widzę tu jednak coś dziwnego...to coś jakby...nawet nie wiem jak to nazwać.Wiem tylko jedno,panno Cook,nie trafi pani do Slytherinu,co to to nie.Więc gdzie,ja stara czapka,mam przydzielić taki ewenement jak ty?
Minęło już trochę czasu od nałożenie tiary,zgromadzeni zaczęli już się niecierpliwić.Ginny uczepiła się pierwszej lepszej osoby-pryszczatego chłopca z kasztanowymi włosami-zamęczając go ciągły,nie zmiennym pytaniem.
-Nie trafi do Slytherinu,prawda?
W tej samej chwili wzrok Venus odnalazł Lunę,która dokładnie oglądała swój wisiorek z jakimiś przedziwnymi korkami.Do jakich domu miała trafić ona?Były ich dwa,ale teraz przyszedł jej na myśl tylko jeden-Ravenclaw.
-Do Ravenclawu-pomyślała,mając nadzieję na reakcje tiary.
Nadeszła ona natychmiastowo.-Do Ravenclawu powiadasz?No nie wiem,nie wiem.Nie chcę ci zarzucać braku inteligencji,tylko nie jestem do końca pewna.-zamilkła na chwilę zdającą się być wiecznością-Już zdecydowałam,Cook.
Dziewczyna uporczywie trzymała się swojego Ravenclawu.Dobrze robiła.
-RAVENCLAW!
Stół krukonów zaklaskał zgodnie w dłonie,gdzieniegdzie pojawiły się także wesołe okrzyki.Venus zajęła miejsce obok dziewczyny o śniadej cerze i włosach jak z czarna włóczka.
-Veronica Finnigan-przedstawiła się z uśmiechem malującym się na wąskich ustach-uczennica na trzecim roku.
-Venus Cook,uczennica na pierwszym roku.
-Wiem-uśmiechnęła się Veronica.
Panna Cook odpowiedziała tym samym po czym powróciła do oglądania Przydziału.Przed stołem prezydialnym stanęło jeszcze parę osób zanim nareszcie była nią osoba,której wybór domu nie był jej zupełnie obojętny.
-Lovegood,Luna.
Uśmiechnęła się,gdy Luna nie zdała sobie sprawy,że przyszła na nią pora i jakaś dziewczyna musiała ją wprost wypchać z szeregu.Gdy siedziała już niespokojnie na stołku miała wrażenie,że Luna zwyczajnie ucięła sobie pogawędkę z kapeluszem,tak to długo trwało,a blondynka wybuchała co chwilę śmiechem.
-RAVENCLAW!
Luna znowu nie zareagowała,więc McGonagall klepie ją po ramieniu,dopiero wtedy siada z krukonami.
-Miło cię widzieć,Venus-mówi usadawiając się obok niej.
-Nawzajem.
Reszta Ceremonii minęła spokojnie.Do grona krukońskich dziewczyn dołączyła jeszcze jedna,niejaka Melody o nazwisku,które Venus jakoś wyleciało z głowy i była definitywnie niezadowolona z takiej decyzji.Aż do litery W siedzi bezruchu,wpatrzona w jeden punkt,gdzieś po przeciwnej stronie pomieszczenia.Gdy zbliża się chwila,tak bardzo oczekiwana przez też inne jej koleżanki,oprzytomniała natychmiast.
-Weasley,Ginevra!
Ginny wychodzi spokojnie niczym lew chodzący po wybiegu w zoo.McGonagall nawet nie musi zakładać jej kapelusza,robi to sama.Ze strony gryfonów już od tej chwili daje się słyszeć ich propozycje,lecz Tiara głucha na nich krzyki,wbija im nóż prosto w plecy.
-RAVENCLAW!
Ginny bladnie pod piegami,idzie prosto,ale trzęsie się niemiłosiernie.Jej bracia z Fredem i George'm na czele,wykrzykują pod adresem Tiary Przydziału liczne obelgi,aż do chwili upomnienia McGonagall.Wtedy ucichli wszyscy nadal nie rozumiejąc,jak ta Ceremonia mogła być aż tak dla nich feralna.

Venus dzieliła dormitorium ze wszystkimi dziewczynami wybranymi dzisiejszego wieczora na krukonki.Dwie z czterech-Ginny i Melody-wybiegły z niego zaraz po przybyciu na miejsce,obie z powodu swojego wzajemnego towarzystwa.Venus zupełnie nic z tego nie rozumiała,ale z pomocą przyszła jej Luna.Również nie wiedziała wszystkie,jednak o wiele więcej od koleżanki.
-Świat Magii jest podzielony na takie jakby statusy.Są to mugolacy,tacy jak ty,czarodzieje półkrwi jak na przykład Potter i ci czystej krwi,czyli Melody i większość ślizgonów.Ta ostatnia grupa nienawidzi pierwszej i odwrotnie.Uważają,że ktoś kto pochodzi od mugola nie powinien nawet dotknąć różdżki.Zdarza się także wyjątki,na przykład właśnie Weasley'owie.Popierają oni mugolskie pochodzenie i bronią go,co nie podoba się pozostałym i nazywają ich "zdrajcami krwi".Melody i Ginny są jeszcze w o tyle złej sytuacji,że ich rodziny stoją,można powiedzieć,na "czele" tego wszystkiego.Malfoy'owie i Weasley'owie,wrogowie od zawsze,wrogowie na zawsze.Czaisz?
Venus skinęła głową mimo zupełnego mętliku w głowie.Uznała ten cały podział za głupi i nie zamierzała się nim przejmować.
Ginny wróciła przed dziewiątą,jeszcze bardziej zdołowana.
-Byłam u braci-oznajmiła dziewczętom siadając na swoim łóżku.-Już napisali do rodziców.
-Tak po prostu?-zapytała Luna.
-Tak po prostu,Luna.Tak po prostu!-odpowiedziała nieco zbyt podniesionym głosem.-Merlinie,jakże ja nienawidzę tej przeklętej czapki!-wrzasnęła wtulając twarz w pikowaną poduszkę.


Jak już mówiłam nienawidzę Ceremonii Przydziału i to się nie zmieni.Rozdział tak fatalny,że nadaje się tylko do wykasowania,ale ja głupia,go opublikowałam.Brak słów,by opisać moje lenistwo.